Chwała wielkopolskim powstańcom ! W roku 1918/19 Wielkopolanie – Polacy! – zaczęli walczyć i dali Niemcom łupnia – czy to nie brzmi pięknie?
W tym roku było jak zwykle: 94. rocznica wybuchu Powstania Wielkopolskiego przebiegła gdzieś na marginesie, lokalnie, tu i tam wspomniana w serwisach informacyjnych. Trudno mi uciec od złośliwości i nie zakładać, że ta słaba koniunktura jednego z naszych trzech udanych zrywów narodowowyzwoleńczych (liczę też II i III powstania śląskie) bierze się z tego, że nie daje się go wpasować w ukochany polski romantyczny mit straceńczej walki.
Owszem, Wielkopolanie zaczęli może spontanicznie, ale potem było już nudno: znaleźli sobie szybko dowódcę, profesjonalnego wojskowego, który wszystko zorganizował, potem bez oporu ustąpił, gdy do Poznania dotarł z Warszawy gen. Dowbor Muśnicki; powstańcy byli uporządkowani, zdyscyplinowani, mieli odpowiednią broń, infrastrukturę, nie ginęli w pięknych, straceńczych i nadaremnych bojach, tylko zawsze po coś, zdobyli nawet lotnisko i samoloty, a w dodatku na koniec wygrali i to zawierając z wrogiem rozejm, a nie zmuszając do jakiejś bezwzględnej kapitulacji. O czym tu opowiadać? Na czym tu budować mity?
Mity to mogą się pięknie snuć wokół romantycznych tyrad Piotra Wysockiego, wygłaszanych do porywczych, młodych podchorążych w noc listopadową z Pallas Ateną w tle. Podchorążych, którzy nie byli nawet w stanie dopaść wielkiego księcia Konstantego, siedzącego kilkaset metrów od nich w Belwederze (zaiste, porażająca skuteczność). Albo wokół styczniowych romantyków, którzy nie przyswoili sobie lekcji Kościuszki i nie rozumieli, że walcząc w głębi kraju, będą walczyć we wrogim otoczeniu, bo chłopi kompletnie nie widzą powodu, aby im pomagać. Piękny mit osnuwa powstańczą hekatombę Warszawy, w której bezpowrotnie zginęły bezcenne zabytki polskiej architektury i sztuki. Skarb narodowe, których nigdy już nie odzyskamy.
Ale jaki mit może towarzyszyć normalnej, regularnej, dobrze zorganizowanej i wygranej walce? Z punktu widzenia polskiej romantycznej mitologii – żaden.
Żeby było jasne – nie jest moim celem, wbrew wcześniejszemu złośliwemu opisowi, przeciwstawianie jednego powstania innemu. Dziś dla każdego z nich jest miejsce w polskiej historii i z każdego można i trzeba wyciągać wnioski. Nie mogę się jednak pogodzić z tym, że akurat to powstanie, które najlepiej nam się udało, jest najbardziej zepchnięte w kąt.
Jako uzasadnienie słyszę czasem, że było to powstanie lokalne. Lokalne?! W sensie militarnym – tak. Ale w sensie kulturowym i państwowym?! Nazywać „lokalnym” powstanie, które miało zasadnicze konsekwencje dla przebiegu polskich granic i które przyłączyło do ojczyzny ziemie, będące kolebką polskości? Kuriozalne.
Jestem z przekonania konserwatystą w sensie stańczykowskim. Mając szacunek dla całej polskiej historii, dostrzegam, jak bardzo nadreprezentowany jest w niej czynnik romantycznego zapału, a jak niedoważony czynnik rozwagi i dobrej organizacji. A przecież sukces Powstania Wielkopolskiego to dziesiątki lat pracy organicznej miejscowych społeczników. To polskie instytucje bankowe, kasy pożyczkowe, struktury gospodarcze, kółka rolnicze, sieci wzajemnej wymiany i handlu. Stworzone przez Prusaków ramy prawne, Polacy wykorzystali dla własnej korzyści, broniąc się nie krwawymi i daremnymi zrywami, ale codzienną, spokojną, ciężką pracą w mocno niesprzyjających warunkach. Można? Można. To wszystko dało rezultat w grudniu 1918 roku i na początku roku 1919.
Napiszę teraz coś, co być może niektórzy uznają za bluźnierstwo: uważam, że Powstanie Wielkopolskie powinno w polskim panteonie zajmować miejsce podobne jak Powstanie Warszawskie. Nie, żeby wprowadzać rywalizację, ale żeby zapewnić równowagę, żeby skłonić do przemyśleń, do zastanowienia.
Powstaniu Wielkopolskiemu i jego bohaterom – mniej widowiskowym i skromniejszym niż efektowni bohaterowie przegranych zrywów – należy się nie mniejsza chwała. Marzy mi się, żeby w 100-lecie wybuchu Powstania Wielkopolskiego zapoczątkować przynajmniej osnutą wokół niego piękną, wielką opowieść o tym, jak Polacy wygrali, jak zwyciężyli wroga. Niech to będzie nowoczesne multimedialne muzeum. A może porywająca książka – powieść albo popularnonaukowa – wokół której byłoby głośno? A może w końcu film, równie głośny co „1920” Hoffmana (tylko oby dużo lepszy)? Obawiam się, że nikt takich planów dziś nie ma, ale mam nadzieję, że w ciągu sześciu lat, jakie pozostały do okrągłej rocznicy, jakiś pomysł się narodzi. Ze swojej strony zrobię wszystko, aby pomóc w jego realizacji, jeśli będę miał taką możliwość.
W roku 1918/19 Wielkopolanie – Polacy! – zaczęli walczyć i dali Niemcom łupnia – czy to nie brzmi pięknie?
Łukasz Warzecha (wPolityce.pl)
Za stroną NSZZ Solidarność Poznań
Z tej kategorii
W obronie ZCH Police
19.11.2024 Wieczór w teatrze
20.11.2024 Pikieta w obronie ZCH Police