4 października 2024

NSZZ Solidarność Enea Szczecin

Sami na oceanie…

W latach siedemdziesiątych wyświetlano na ekranach czarno-białych telewizorów film „Sami na oceanie”. Reżyser Gennadi Gabai przedstawił obraz rybaków, którzy po defekcie kutra dryfowali na bezkresnym oceanie. Film opowiada o garstce ludzi, którzy każdego kolejnego dnia zmagali się z coraz to nową sytuacją, ponieważ brak wody pitnej i pożywienia wymagał od nich i działania i wyrzeczeń w walce o przeżycie.

Pamiętam przejmującą scenę, gdy po wielu dniach głodu na maszcie usiadła mewa, którą chcieli złapać i zjeść. To film o przetrwaniu, o pokonywaniu widma zbliżającego się końca, o instynktownym trwaniu – o tym, że człowiek nie powinien rezygnować tak szybko, jak szybko rezygnuje jego wewnętrzny strach. Niepewność zagubionych na oceanie, podsycana każdego dnia coraz to większym wyczerpaniem sił i psychiki. Był to film o tej „przestrzeni”, która potrafi człowieka unosić, mimo jego słabości, na poziom heroicznych czynów i bohaterstwa…

I te sceny, oglądane przeze mnie ponad czterdzieści lat temu, wróciły w ubiegły piątek, gdy wraz z oddanymi sprawie koleżankami i kolegami staliśmy przed budynkiem Rejonu, by zamanifestować nasz sprzeciw wobec polityki organizacyjnej i społecznej Zarządu. To nie jest łatwe, by w dobranych słowach przedstawić to, co leży u podstaw naszej determinacji, osądzać, wskazywać palcem, wymieniać przewinienia. O tym wszyscy jako zainteresowani wiemy, jak i o tym, że jesteśmy w naszym proteście jakby na bezkresnym oceanie, mozolnie odpierając nadchodzącą z coraz to większą siłą perspektywę, że „wysoka fala” nas w końcu zaleje… Jesteśmy sami, ponieważ nie mamy do dialogu o wszystkim, co istotne, właściwego „rozmówcy”, ponieważ ten, który jest nie chce być stroną dialogu, a jego sterem. Na wielu różnych odczytach, konferencjach, spotkaniach, a nawet pośród publikacji doktorów Kościoła rozważających źródła niebezpieczeństwa, na jakie narażony jest człowiek – pragnący cudownego rozwoju, do jakiego powołał go Bóg – na pierwszym miejscu zagrożeń dla człowieka stawiany jest drugi człowiek!  I to jest druga myśl, której nie sposób było nie zauważyć w czasie wydarzeń tego protestu.

Obraz grup ludzi, ubranych w ciemnoniebieskie kombinezony z napisem „Enea Operator”, wychodzących w milczeniu na miejsce protestu, to w rzeczywistości ludzie wyrażający sprzeciw ludziom. Nawet ptaki, gnieżdżące się w pobliskich tujach przestały śpiewać swoje „poranne godzinki”. Milczenie przeciw milczeniu… Niespotykany, w obrazie stworzenia świata, widok ludzi, którym wewnętrzny duch podpowiada krzyk, a godność wybiera milczenie! Niespotykany obraz naszych koleżanek, które – skupione wokół siebie – wytrwale stały na staży solidarnej sprawy! Wielki przykład jak kruchość człowieka potrafi zwyciężać! A o co tak w istocie idzie? – zapyta ktoś… Idzie o prawdę, a także o to, by miejsca i owoce pracy, były dla wszystkich, nie dla wybranych. Idzie o prawdę i miłość, które są w każdym człowieku, ale niekiedy ukryte gdzieś wewnątrz. „Miłość wasza podobna do chmur na świtaniu albo do rosy, która prędko znika”. Tak mówią słowa z Księgi Ozeasza (6,4b), z Liturgii w pierwszym dniu po naszym proteście – tak mówi rzeczywistość tego świata! Zarząd otrzymał naszą firmę, by nią kierować, dbać o ludzi i majątek – pomnażać jej wartość w sensie ekonomicznym, a przede wszystkim (w imię miłości) dbać o ludzi!  Krótko i na temat.

Zarządca nie zawsze jest właścicielem (w sensie własności) a jedynie zarządcą mienia. Niby nic nowego. A jednak niekiedy taki zarządca, wbrew nadaniu, czuje się właścicielem! Właścicielem wszystkiego! I majątku i ludzi. I ten krzyk: krzyk protestu wołającego: „czy karmisz, Zarządco, swoje sługi, zanim sam siądziesz do stołu…? jak karmisz, jakim chlebem i jaką zapłatą? czy obłaskawiasz miłością służenia, prawdą, czy jedynie przymusem wyboru? – takie milczenie sług „słychać było” tego poranka! Milczenie – bo w bezkresie oceanu nowoczesnego stylu  zarządzania nie ma miejsca dla krzyku! Jest posłuszeństwo i poddaństwo łasce, której źródeł trudno odszukać w jakiejkolwiek Księdze!  I przechadzałem się, wspólnie z innymi odpowiedzialnymi tego „nielegalnego krzyku”, wśród koleżanek i kolegów, i budowałem się ich pogodnym usposobieniem, wręcz uśmiechem. Doznawałem, wraz z nimi, niezwykłego zwycięstwa nad słowami, które u św. Łukasza brzmią jak przestroga:  „Każde królestwo wewnętrznie rozdarte pustoszeje i dom na dom się wali”. (Łk 11,17b). To wraz ze wszystkimi sługami, zebranymi na placu protestu przed Rejonem, odniosłem zwycięstwo nad naciskiem ze strony mojego zarządcy – nad jego bezprzykładnym naciskiem, którym nakazuje uznać jego „autorską” prawdę nad rzeczywistą! Byśmy żyli i pracowali ze świadomością ustawicznego lęku. Zastraszanie to dziś nowoczesna metoda zarządzania! Wszystko po to, aby w konsekwencji „poprzewracało nam się w głowach”, byśmy byli bezużyteczni jako ludzie myślący. A przecież Enea jest nasza, naszego Narodu, naszej Ojczyzny! I będzie nią, póki my tam będziemy! Wszystko inne, co się nam proponuje jest ułudą szczęśliwego jutra, którego nie doświadczymy! Odniosłem tego dnia protestu, wraz z innymi, zwycięstwo, ponieważ nie posłuchałem…

Film „Sami na oceanie” kończy się odnalezieniem rybaków. Mały skrawek kutra stał się jednak dla nich domem doświadczeń na granicy ostatecznych wyborów i łaski przeznaczenia. Samotność, także ta – na oceanie – nie jest czymś groźnym, jeśli wierzysz w to, że w końcu nadleci helikopter i zabierze cię na twardy ląd. Ląd, na którym my jesteśmy, miejsce naszej pracy jest właśnie takim skrawkiem kutra, który – kołysany wodami oceanu – dryfuje, szukając lądu…

 

– w dowód uznania protestującym:      Zbyszek

 

dedykacja dla tych, którzy mają ochotę zarządzać:

„Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: «Pójdź i siądź do stołu»? Czy nie powie mu raczej: «Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi»” (Łk 17,7n)